oliwia wiexzorek - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. Do kraju tego, gdzie winą jest dużą Popsować gniazdo na gruszy bocianie, Bo" To nasza Ojczyzna - OLIWIA DROSSEL "Popatrz na niebo błękitne, Popatrz jak wiatr goni chmury, Wiosna zielenią tu kwitnie, Jesień ma kolor purpury. Na wielkim torcie słodka wisienka, Ojczyzna" Moja ojczyzna - Anna German "W słońcu w uśmiechach dzieci W kwiatach w świergocie ptactwa W rzek zakolach w chabrach Co skrzą się w młodych owsach W nasturcjach brzozach i topolach W morzu co zdaje się ulatać unosić błękit W jedno" Popatrz na niebo bkitne popatrz jak wiatr goni chmury wiosna zieleni tu kwitnie, jesień ma kolor purpury; lonzok na dachu oxforduo; Popatrz na niebo bkitne popatrz jak wiatr goni chmury wiosna zieleni tu kwitnie; rem its the end of the world; Siergiej trunow; więcej Home To Me - All That Remains zobacz tekst, tłumaczenie piosenki, obejrzyj teledysk. Na odsłonie znajdują się słowa utworu - Home To Me. oliwia wieczrek - Tekściory.pl – sprawdź tekst, tłumaczenie twojej ulubionej piosenki, obejrzyj teledysk. 4pjoYJ. Opis „Popatrz w Niebo” to seria trzech książeczek rekomendowanych odpowiednio dla dzieci 0-1, 1-2 oraz 2-3 lata. Każda z nich została zaprojektowana tak, by zaspakajać potrzeby etapów rozwoju dziecka w danym pierwsza przeznaczona jest głównie dla dzieci do 1 roku życia. Uproszczone formy oraz kolory zestawione ze sobą w sposób kontrastowy służą rozwojowi postrzegania i koncentracji u dziecka, którego zmysł wzroku nie został jeszcze dostatecznie rozkładówki zaprojektowane zostały tak, by, po rozcięciu, oddzielne strony można było ze sobą łączyć w większe kompozycje, tworząc nowe wzory. W związku z tą dodatkową funkcją książeczka służyć może do zabawy także dzieciom starszym. ,,To ciekawa i oryginalna pozycja na polskim rynku wydawniczym, zaprojektowana, by zaspakajać potrzeby dziecka w jego kolejnych etapach rozwoju. Warto włożyć taką abstrakcyjnie wysmakowaną książeczkę do łóżeczka małego dziecka obok misiów i grzechotek. Sama tak robię. (...)Anna Kaszuba-Dębska[vc_video link=" el_width="60" align="center" title="Poznaj recenzję:"] Na 5 listopada zaplanowaliśmy uroczystość przyjęcia pierwszoklasistów w poczet uczniów naszej szkoły. Opracowałam scenariusz opierając się na kilku innych scenariuszach i piosenkach Wydawnictwa MAC EDUKACJA. Podczas uroczystości nasze pierwszaki udowodniły wszystkim, że dużo już wiedzą i umieją, i że zasługują na miano prawdziwych uczniów. DZIECI wchodzą na salę parami i śpiewają piosenkę " Witaj szkoło, witaj nasza dobra szkoło"DOBRA WRÓŻKA - Witajcie moi mili! Serdecznie dziękuję za zaproszenie na dzisiejszą uroczystość. Słyszałam, że bardzo lubicie chodzić do szkoły. Czy to prawda?DZIECI : TAK !!DOBRA WRÓŻKAPodobno znacie już litery!Czy ładnie piszecie w zeszytach? DZIECI : TAK!!DOBRA WRÓŻKAMyślę, że zostaniecie świetnymi - przywiozłam ze sobą zaczarowane pióro. To pióro sprawi, że będziecie zawsze wzorowymi uczniami. (zza kulis rozlega się grzmot, huki)DOBRA WRÓŻKACo to? Grom zahuczał straszny, niebo się pokryło chmurą i wiatr zaczął wyć ponuro, Popatrzcie moi mili!! Przybyła do was zła, niedobra Wiedźma. WIEDŹMA(na scenę wbiega Wiedźma i krzyczy)O nie! Tak nie będzie! Nie dopuszczę do tego! Losy tych dzieci są już przesądzone! Za to, ze mnie nie zaprosiły na dzisiejszą uroczystość, nie zostaną pierwszakami, tylko żółtodziobami!( Wiedźma powtarza trzykrotnie zaklęcie)Hokus pokus, spodu miodek,zamiast nosa żółty dziobek!( W tym czasie dzieci odwracają się i zakładają na głowy żółte dzioby) następnie do podkładu muzycznego maszerują i śpiewają : My jesteśmy żółtodzioby, denerwują nas te dzioby, wiec staramy się zawzięcie, aby zrzucić złe zaklęcie!UCZEŃ 1.:Straszne, straszne te pogróżki!UCZEŃ 2. :Co tu robić?! Co tu robić?!RAZEM :My chyba uciekamy ?DOBRA WRÓŻKAPoczekajcie, poczekajcie! Przecież musimy pomóc tym wszystkim dzieciom !!UCZEŃ 1. :Ale Dobra Wróżko, co mamy robić? UCZEŃ 2. :Gdzie szukać pomocy?DOBRA WRÓZKANo cóż, spróbuje coś zaradzić ! Ale nie wystarczą moje dobre chęci, by odwrócić złe zaklęcie. Drogie dzieci, musicie mi w tym pomóc!! Jeżeli wybierzecie się do siedmiu zaczarowanych krain i z każdej krainy przyniesiecie mi klucz- symbol, będę mogła was scenę wchodzi 7 wróżek . Tańczą i śpiewają piosenkę "Zaczarowany klucz" Siadają na zielonej"łące"DOBRA WRÓZKACzy nie boicie się trudów podróży? DZIECI : NIE! DOBRA WRÓZKAAle aby czary straciły swoją moc musicie powtórzyć 3 razy takie zaklęcie:Spróbujemy tak pracowaćBy zaklęcie odczarować!DZIECI – 3xSpróbujemy tak pracowaćBy zaklęcie odczarować!DOBRA WRÓZKAWiec wyruszajcie w drogę! Życzę wam powodzenia!UCZNIOWIE (maszerując w miejscu śpiewają )My jesteśmy żółtodzioby, denerwują nas te dzioby,wiec staramy się zawzięcie, aby zrzucić złe zaklęcie!KRAINA MIŁOŚCIJestem wróżką z Krainy Miłości, po co przyszłyście drogie dzieci?UCZNIOWIE Po zaczarowany klucz! KRAINA MIŁOŚCIAch, klucz!Ale ten klucz mogą otrzymać tylko te dzieci, które kochają swoją rodzinę. Czy wy kochacie waszych rodziców?UCZNIOWIETak !!! KRAINA MIŁOŚCIA jak mi to udowodnicie?Dzieci śpiewają piosenkę " Familijny bleus"KRAINA MIŁOŚCIPięknie, kochane dzieciaki!! Ale musicie mi jeszcze udowodnić, że kochacie również swoją ojczyznę!Dzieci śpiewają piosenkę " Moja Ojczyzna"I Popatrz na niebo jak wiatr goni chmuryWiosna zielenią tu kwitnie,Jesień ma kolor purpuryRef. :Ziemio rodzinna, ziemio ojczystaJesteś w powietrzu, wodzie i naszym domem, szczęścia iskierkąI najpiękniejszą naszą Trawy na łąkach się złocąI karmi nas ziemia żyznaA księżyc błyszczący nocąSzepcze : to nasza Ojczyzna!Ref. : 2xZiemio rodzinna, ziemio ....KRAINA MIŁOŚCIMyślę, że kochacie swoją rodzinę i swoją ojczyznę. Zasłużyliście na zaczarowany klucz . Życzę Wam powodzenia.(wróżka wręcza dzieciom klucz, który wieszają na tablicy " Zaczarowane kuicze", Kraina Miłości schodzi ze sceny)- wróżki śpiewają fragment refren piosenki " Zaczarowany klucz"UCZNIOWIEDziękujemy! Dziękujemy i idziemy! (maszerując w miejscu śpiewają )My jesteśmy żółtodzioby, denerwują nas te dzioby, wiec staramy się zawzięcie, aby zrzucić złe zaklęcie!( wchodzi Kraina Pracy)KRAINA PRACYJestem wróżką z Krainą Pracy. W mojej krainie mogą przebywać tylko te dzieci, które pilnie się uczą i solidnie otrzymać ode mnie klucz musicie wykonać dwie prace. Chłopcy posegregują kasztany, jarzębinę, szyszki i żołędzie znajdujące się w koszyku, a dziewczynki ułożą z liści dzieci podchodzą do wróżki i PRACY- Widzę, że potraficie szybko i sprawnie pracować. Zasłużyłyście na zaczarowany klucz. (wróżka wręcza dzieciom klucz, który wieszają na tablicy " Zaczarowane klucze", wróżki śpiewają fragment refren piosenki " Zaczarowany klucz"KRAINA PRACYMam nadzieję, ze uda wam się pokonać Dziękujemy i idziemy! (maszerując w miejscu śpiewają )My jesteśmy żółtodzioby, denerwują nas te dzioby, wiec staramy się zawzięcie, aby zgubić złe zaklęcie!KRAINA SPIEWU I TAŃCAJestem wróżką z Krainy Śpiewu i Tańca. W mojej krainie mogą przebywać dzieci, które potrafią się śmiać, śpiewać i czy Wy znacie i umiecie śpiewać jakieś piosenki ? DZIECI : TAK! Umiemy !KRAINA SPIEWU I TAŃCAA zaśpiewacie mi?DZIECI : TAK!UCZNIOWIE Śpiewają piosenkę "Nasze uszy słyszą świat" z nas ma dwoje oczu,które widzą wszystko,widzą nieba, biały domek,zieleń traw i listków,traw i : Uszy słyszą ptaków śpiew,dzwonki deszczu, granie drzew,a nad stawem chóry żab – nasze uszy słyszą z nas ma jeden nosekdo wąchania kwiatków,do także do kichania,lecz, na szczęście rzadkodo : Uszy słyszą ........KRAINA SPIEWU I TAŃCAPięknie, wspaniale!!!! Ale chyba tańczyć to Wy już nie potraficie?DZIECI :Oczywiście, że umiemy !!! Kraino Tańca – popatrz !!!Dzieci wykonują taniec do piosenki " Fantazja"KRAINA SPIEWU I TANCABardzo mi się podobało. Proszę, oto klucz do mojej krainy.(wróżka wręcza dzieciom klucz, który wieszają na tablicy " Zaczarowane klucze", wróżki śpiewają fragment refren piosenki " Zaczarowany klucz"KRAINA SPIEWU I TANCAZapraszam was do siebie kiedy tylko będziecie mieli na to ochotę. UCZNIOWIEDziękujemy! Dziękujemy i idziemy! (maszerując w miejscu śpiewają )My jesteśmy żółtodzioby, denerwują nas te dzioby, wiec staramy się zawzięcie, aby zgubić złe zaklęcie!KRAINA GRZECZNEGO ZACHOWANIAJa jestem wróżką z Krainy Grzecznego Zachowania. W tej krainie mogą przebywać dzieci grzeczne, na co dzień używające słów: proszę, dziękuję i przepraszam- dzieci, które wiedzą, jak nie należy zachowywać się w GRZECZNEGO ZACHOWANIAA czy wy jesteście grzeczni?DZIECI : TAK!UCZNIOWIErecytują wiersz NASZA KLASA Nasza klasa- to jest klasa!Nie znajdziecie tu czyste, wszystko świeże,czyste ręce i popatrzcie na zeszyty!Każdy zeszyt znakomity!I nalepka, i okładka,czyściuteńka, świeża, jak cicho w naszej klasie!Mowy nie ma o nie gada, nie chichocze,nikt nie ciągnie za warkocze,nikt nie ściąga cudzych świetnie GRZECZNEGO ZACHOWANIATeraz już wiem, że jesteście bardzo grzeczni! W nagrodę dostaniecie klucz do mojej krainy!(wróżka wręcza dzieciom klucz, który wieszają na tablicy " Zaczarowane klucze", wróżki śpiewają fragment refren piosenki " Zaczarowany klucz"UCZNIOWIEDziękujemy! Dziękujemy i idziemy!(maszerując w miejscu śpiewają )My jesteśmy żółtodzioby, denerwują nas te dzioby, wiec staramy się zawzięcie, aby zgubić złe zaklęcie!KRAINA MALARSTWAJestem wróżką z Krainy Malarstwa. W mojej krainie jest niezwykle kolorowo. Mieszkają tu wszystkie kolory tęczy. Mogą do mnie przychodzić tylko te dzieci, które potrafią pięknie czy Wy umiecie ładnie malować i rysować?DZIECI : TAK! Umiemy!!INSCENIZACJA KREDKI (na scenę wychodzi 6 dziewczynek przebranych za kredki)My jesteśmy kredki- siostrzyczki. Kolorowe mamy spódniczki. Kolorowe chustki w kieszeniach. Kolorowe sny i marzenia. Gdy nas ktoś do ręki bierze, to biegniemy po papierze, - No i proszę! Jest obrazek! Wiec zaśpiewajmy wszystkie razem!Dzieci śpiewają piosenkę "KOLOROWE KREDKI" ( dzieci w trakcie piosenki podnoszą w górę obrazki ilustrujące tekst piosenki)Kolorowe kredki w pudełeczku kredki bardzo lubią kredki kiedy je poproszę,namalują wszystko, to co domek i na płocie kota,i wesołe słonko na pochmurne gdy w kosmos lecieć przyjdzie mi ochota,prawdziwą rakietę namalują mi. Kolorowe kredki w pudełeczku kredki bardzo lubią kredki kiedy je poproszę,namalują wszystko, to co jestem smutny zawsze mnie przy stole i ona, i cudaki, małpkę taką śmieszną,Słonia na huśtawce i w rakiecie MALARSTWAWspaniale! Jestem zachwycona! W nagrodę dostaniecie klucz do mojej krainy!(wróżka wręcza dzieciom klucz, który wieszają na tablicy " Zaczarowane klucze", wróżki śpiewają fragment refren piosenki " Zaczarowany klucz"UCZNIOWIEDziękujemy! Dziękujemy i idziemy!(maszerując w miejscu śpiewają )My jesteśmy żółtodzioby, denerwują nas te dzioby, wiec staramy się zawzięcie, aby zgubić złe zaklęcie!KRAINA SPRAWNOŚCI Jestem Krainą Sprawności. Jestem szybka, zwinna i silna i tylko takie dzieci mogą do mnie przybywać. A wy też jesteście małymi sportowcami?UCZNIOWIE :Tak !!KRAINA SPRAWNOŚCIA po co przybyłyście do mojej krainy?UCZNIOWIE :Po zaczarowany klucz!!KRAINA SPRAWNOŚCIA po co wam ten klucz?UCZEŃ :Aby zniszczyć złe zaklęcie!UCZEŃ :Abyśmy stali się prawdziwymi uczniami !KRAINA SPRAWNOŚCI No to czeka was bardzo trudne zadanie!! Musicie mi pokazać, że zasługujecie na miano małych mi pokazać, że wasze nogi są szybkie, a ręce silne !!UCZNIOWIE :Dzieci śpiewają piosenkę " Taniec połamaniec" ( płyta Urszuli Pakuły "Dzień dobry na dzień dobry" )KRAINA SPRAWNOŚCI Wspaniale! Wspaniale! Jesteście super sportowcami!! Zasłużyliście na klucz do mojej krainy.(wróżka wręcza dzieciom klucz, który wieszają na tablicy " Zaczarowane klucze", wróżki śpiewają fragment refren piosenki " Zaczarowany klucz"UCZNIOWIEDziękujemy! Dziękujemy i idziemy! (maszerując w miejscu śpiewają )My jesteśmy żółtodzioby, denerwują nas te dzioby,wiec staramy się zawzięcie, aby zgubić złe zaklęcie!KRAINA MĄDROSCIJestem Krainą Mądrości. Wszystko potrafię, umiem i rozwiązuje. Po co przyszłyście dzieci?UCZNIOWIE :Po kluczKRAINA MĄDROSCIAby go zdobyć, musicie mi powiedzieć co już wiecie i umiecie!!Recytacja dzieciDZIECKO 1Ja się głoskować już lekcji grzeczny cały czas 2Ciekawą jest rzeczą ta nasza czytamy litery, potem słowa i wiemy coraz więcej ...Świat się przed nami odsłania. DZIECKO 3Ja piękne literki piszę w zeszycie. Zaraz pokażę jak nie wierzycie!DZIECKO 4A kreda pisze na tablicy, pisze bardzo literkami dzieciom śpiewają piosenkę " Pisze kreda..."Biegnie kreda po tablicy, szur – szur – szur ! Zawijasy kreda ćwiczy, szur – szur – szur ! Wtem literki- hop ! i zwinnie uciekają poza linię. Równaj szereg ! Prostuj grzbiet ! Rząd literek- naprzód, bieg ! Szu, szu, szu, szu, szu, szu, szu, szu. Skacze kreda po tablicy, hop, hop, hop ! Kółka i krzyżyki ćwiczy, hop, hop, hop ! Wtem cyferki – hyc ! ukradkiem Wyskakują poza kratkę. Równaj szereg ! Równaj krok ! Rząd cyferek – naprzód skok ! Hop, hop, hop, hop, hop, hop, hop, hop. RecytacjaDZIECKO 5Również liczyć się też rzeczy są dwa misie, trzy skakanki,Razem pięć 6Jeden słoń jest, dwa niedźwiedzie,Cztery małe tu najwięcej dowiemy się o 7Jeden, dwa i trzy, i cztery,I tak do rachujemy , liczymy w 8Tak przez cały roczek szkolny uczyć się trud to jest mozolny,Wiedzę :Znamy już 5 zasad przechodzenia przez jezdnięWSZYSCYNa poboczu przystań bokiem,Popatrz w lewo bystrym okiemSkieruj w prawo wzrok sokoli,Znów na lewo spójrz powoli,Droga wolna, więc swobodnie mogą przez nią przejść śpiewają piosenkę " ZNACZKI ODBLASKOWE"(słychać grom- wbiega zła Wiedźma)WIEDŹMAWidzę, ze jesteście zbyt przemądrzałe. Za dobrze wam to idzie. Teraz ja was przepytam. Spróbujcie znaleźć odpowiedzi na moje zagadki.(zadaje pytanie, uczniowie odpowiadają)1. Zagadka łatwa, każdy to przyzna-jak się nazywa nasza ojczyzna?Dzieci : Polska2. Przyszedł do szkoły bardzo przejęty,lecz później stał się już nie zapomina swego tornistra, gdyż jest to....?Dzieci : pierwszoklasista3. Biegnie dróżką Małgorzatka,ma w koszyku cztery jabłek jej zostanie,gdy zje wszystkie na śniadanie?Dzieci : zeroWIEDŹMA :Tym razem przegrałam. Odchodzę.(zła Wiedźma kreci się po sali na tle huków i gromów wybiega z sali)KRAINA MĄDROSCIOdgadłyście wszystkie zagadki. Zasłużyliście na klucz do mojej krainy.(wróżka wręcza dzieciom klucz, który wieszają na tablicy " Zaczarowane klucze", wróżki śpiewają fragment refren piosenki " Zaczarowany klucz"UCZNIOWIEDziękujemy! Dziękujemy i idziemy! (maszerując w miejscu śpiewają )My jesteśmy żółtodzioby, denerwują nas te dzioby,wiec staramy się zawzięcie, aby zgubić złe zaklęcie!DOBRA WRÓZKAKochane dzieci! Już nie musicie iść dalej. Udało wam się zdobyć wszystkie klucze potrzebne mi do odwrócenia zaklęcia. Poproszę wszystkich gości, rodziców i dzieci, aby pomogli mi wymówić zaklęcie. Powtarzajcie za mną:Hokus pokusObrót na pięcieNiechaj zniknieZłe zaklęcie!(w trakcie wymawiania zaklęcia dzieci zrzucają noski i ubierają czapki- pomoc wróżek)UCZNIOWIEJuż nikt nie nazwie nas żółtodziobami. Zdaliśmy egzamin- jesteśmy uczniami!UCZNIOWIE Śpiewają piosenkę " Marsz pierwszoklasistów"DOBRA WRÓŻKA-Myślę, że wszyscy zebrani zgodzą się ze mną, że nasi pierwszoklasiści zasługują na to by ich przyjąć w poczet uczniów naszej szkoły. .....................................................................Teraz nastąpi uroczysta chwila, na którą wszyscy czekamyPROWADZĄCYProszę o Sztandar wprowadzić!................................................Do hymnu!...............................................Po hymnie! Proszę Panią dyr ................................ o zabranie głosu.................................................PROWADZĄCYProszę przedstawicieli klasy Ia i Ib o 2 palce prawej ręki w stronę sztandaru i dzieci podnoszą dwa palce do przyrzeczenia!" Będziemy starali się dobrze uczciwie i rzetelnie dobrymi i zgodnymi swym zachowaniem i nauką sprawiać radość rodzicom i o powstanie. BacznośćPoczet sztandarowy sztandar wyprowadzić!PROWADZĄCYSpocznij!Teraz poproszę Panią dyrektor o dokonanie pasowania.(dobra Wróżka przekazuje pani dyrektor zaczarowane pióro potrzebne do pasowania)..................................................................Jednak zanim dokonam uroczystego pasowania Was na uczniów naszej szkoły zostaniecie jeszcze poddani ostatniemu testowi. Każde dziecko musi przejść przez BRAMĘ WIEDZY, przeskoczyć przez tornister a następnie wypić bez skrzywienia strasznie kwaśny sok z cytryny. Jeżeli uda wam się wszystkie te zadania wykonać wówczas pasuję Was, tym oto piórem i zostaniecie przyjęci w poczet uczniów naszej kolejno wykonują zadania a Pani dyrektor dokonuje pasowania. Następnie uczniowie otrzymują dyplomy, tarcze i książeczki Ilona WąsowiczUmieść poniższy link na swojej stronie aby wzmocnić promocję tej jednostki oraz jej pozycjonowanie w wyszukiwarkach internetowych: zmiany@ największy w Polsce katalog szkół- ponad 1 mln użytkowników miesięcznie Nauczycielu! Bezpłatne, interaktywne lekcje i testy oraz prezentacje w PowerPoint`cie --> (w zakładce "Nauka"). Opis „Popatrz w Niebo” to seria trzech książeczek rekomendowanych odpowiednio dla dzieci 0-1, 1-2 oraz 2-3 lata. Każda z nich została zaprojektowana tak, by zaspakajać potrzeby etapów rozwoju dziecka w danym druga stanowi zbiór barwnych ilustracji adresowanych do dzieci na etapie drugiego roku życia. Geometryczne kształty z części pierwszej nabierają indywidualnych cech, które pozwalają identyfikować je z konkretnymi z bohaterami nieba dziecko poznaje pierwsze rzeczowniki i przymiotniki przedstawione przy pomocy atrakcyjnej typografii, tak by to co jest tekstem dla rodzica pozostawało obrazem dla dziecka. Książeczka zaprojektowana została do oglądania w pionie, by wskazywać to, co jest ponad nami, i wychodzić poza stereotypowe myślenie o książce. ,,To ciekawa i oryginalna pozycja na polskim rynku wydawniczym, zaprojektowana, by zaspakajać potrzeby dziecka w jego kolejnych etapach rozwoju. Warto włożyć taką abstrakcyjnie wysmakowaną książeczkę do łóżeczka małego dziecka obok misiów i grzechotek. Sama tak robię. (...)Anna Kaszuba-Dębska Dzięki czujności i uprzejmości Michała, nie przeoczyłem pokazu baloniarskiego w Birmingham. Być może i tak bym go nie przeoczył, ale nie przeoczyć bo kolega pomyślal o mnie, to jest całkiem inne "nie przeoczenie". Zobligowany przez michałowy post, pojechałem na tą imprezę odpowiednio wcześniej i starannie wybrałem miejsce przed barierką odgradzającą lądowisko od publiczności. I dobrze, bo na godzinę przed rozpoczęciem pokazów nie można już się było tam dopchać. A w koło kipiało wesołe miasteczko, ludzie piknikowali na trawie w parku i było bardzo, bardzo sobotnio. Rozłożone na trawie balony czekały na pokaz już chyba od południa. Czasem załogi nadmuchiwały balon powietrzem z wentylatora i wtedy na widowni zapanowywało poruszenie. Ale do godziny rozpoczęcia pokazów było jeszcze sporo czasu. W końcu zaczęło się ściemniać i nadeszła w końcu ta chwila, w której załogi zabrały się naprawdę do roboty i zaczęły ładować balony gorącym powietrzem. Pojawił się też modelarz, z małym balonikiem. No może nie tak całkiem małym, ale z modelem. Później, czym było ciemniej, tym więcej się działo. Widać było, że z balonem jest trochę tak jak ze starym samochodem, czasem nie od razu chce zastartować. W pewnym momencie zaczęła się i akcja na pierwszym planie. Balon najpierw został nadmuchany zimnym powietrzem z wentylatora, a później w ruch poszły palniki. W chwili, w której zwietrzyłem koniec pokazu, postanowiłem jako pierwszy ruszyć na przystanek autobusowy, zamim cały ten tłum nie wpadnie na ten sam pomysł. Plan niechybnie by się sprawdził, gdyby nie to, że dwa autobusy pod rząd wypadły, więc na przystanku było jak w Gliwicach o 16-tej. Mimo wszystko, Michale jakbyś coś jeszcze wiedział, to daj znać ;) PROLOGChciałam ci tego ranka przynieść moje róże,Ale bukiety jednak stały się tak duże,Że pękły wstążki, w które chciałam je wszystkie róże z mojej uleciały dłoniKu morzu, wiatr wraz z falą w nieznane je goniI przecież nie powrócą już, bo wszystkie Desbordes-Valmore, Róże Saadi(przeł. Jadwiga Dackiewicz)Tamtego czerwcowego dnia tylko pogoda stanęła na wysokości zadania: chmury, od tygodnia nisko wiszące nad ziemią, nagle znikły i niebo zrobiło się błękitne jak podwiązka, którą Mela dostała na szczęście od koleżanek z roku. Poza tym wszystko było nie tak. Stokrotki, które fryzjerka, pani Małgosia, wplotła jej rano we włosy, więdły w oczach („Może jednak zdecyduje się pani na ogrodowe? Polne kwiaty to zawsze ryzyko”), więc w końcu je wyjęła, jedną po drugiej, prawie rujnując fryzurę. Suknia z długimi rękawami („Bufki? Wykluczone! Do kościoła rękaw co najmniej do łokcia!”) była za ciepła na ten słoneczny dzień. I choć od kilku tygodni nawet po domu chodziła w szpilkach („Szpilki, oczywiście że szpilki. Przy twoim wzroście…”), czuła się niepewnie na niebotycznych obcasach. Jeszcze ten idiotyczny długi welon („Z gołą głową? Oszalałaś?”), w którym jej teściowa brała ślub („To nasza tradycja od pięciu pokoleń”).– Możecie zobaczyć pannę młodą! – zawołała Jaga, szeroko otwierając drzwi sypialni. – Tadam!– Och, córeczko, wyglądasz prześlicznie! – Matka podniosła rękę, robiąc taki ruch, jakby ocierała łzy miała suche i zaczerwienione z niewyspania – rano przyleciała z Toronto. Samolot się spóźnił i nie zdążyła do urzędu stanu cywilnego.– Co zrobiłaś ze stokrotkami? – spytała pani Kulesza. – Ja miałam stokrotki…– Mamuniu, proszę! – Marek przytulił swoją matkę i pocałował ją w policzek. – Wygląda pięknie w twoim welonie. Prawie jak ty w dniu Kulesza spojrzała na syna rozkochanym mimowolnie zacisnęła zęby, zaraz jednak się uśmiechnęła. Da radę. Z uśmiechem na ustach wypełni wszystkie punkty programu, tak skrupulatnie zaplanowanego przez matkę Marka. To tylko dwa dni. W poniedziałek rano jadą w podróż poślubną, potem Marek wprowadzi się do niej i będą sami. Sami! Już nie mogła się Marka nalegali, by wprowadzili się do nich („Taki duży dom! Mielibyście tu tyle miejsca!”), lecz Mela twardo obstawała przy swoim. Wytrzymała próby przekupstwa („Odpiszemy wam połowę u rejenta i damy pieniądze, żebyście mogli urządzić się po swojemu”), groźby („Mareczek nie będzie miał warunków do pracy, zawali staż, a ty studia”), lamenty („Zobaczysz kiedyś, jak serce boli, gdy dziecko wyfruwa z gniazda”), wymówki („Wszystko na mojej głowie! Ty byś poszła do ołtarza w dżinsach, a gości zaprosiła na piwo. W ogóle cię nie obchodzi, co ludzie powiedzą”).Mela nigdy nie myślała o tym, jak będzie wyglądał jej ślub. Nie miała Barbie Panny Młodej, nudziły ją opowieści koleżanek ze studiów o wybieraniu wzoru zaproszeń, sukni, kwiatów, restauracji. W sumie dobrze, bo teraz i tak o wszystkim decydowała jej przyszła teściowa – od daty ślubu („W maju? Oszaleliście? Musi być miesiąc z literą »r«!”) do listy gości („Mareczku, musisz zaprosić kuzynkę Lusię i Henia, lubienie czy nielubienie nie ma tu nic do rzeczy”). „Pozwól jej, Mela – prosił Marek. – Niby zrzędzi, ale tak naprawdę jest w swoim żywiole”.– To co, błogosławieństwo? – sztucznie ożywionym głosem spytał ojciec Marka. Co chwila ocierał pot z czoła i chyba marzył o wyjściu z tego ciasnego mieszkanka. I o napiciu się czegoś wreszcie. – Moja droga, wyglądasz ślicznie. – Mrugnął do miał być tradycyjny, „polski” – jak z naciskiem powtarzała matka Marka. Żadnego podwójnego nazwiska („Melania Kulesza to pięknie brzmi”). Żadnej jazdy osobno do kościoła („Naprawdę chcesz sam prowadzić, Mareczku? Do kościoła powinien wieźć Cygan, to gwarancja szczęścia”). Żadnego nowomodnego odprowadzania panny młodej do ołtarza przez ojca („Zresztą twój ojciec nie żyje, więc nie ma o czym mówić”). Obie rodziny – matka i siostra Meli, rodzice Marka, jego babcia, trzy ciotki z mężami i stryj z żoną – miały wyruszyć z mieszkania panny młodej, w kościele zaś miała się zebrać reszta rodziny Marka i przyjaciele państwa młodych.– Tak, błogosławieństwo. Chodźcie tu, moje dzieci! – Dowodzenie znowu przejęła pani Kulesza. – Pani Agato! – zawołała do matki Meli. – Prosimy do pomógł Meli uklęknąć. Mela zauważyła kątem oka, jak jej siostra przewraca oczami, i starała się włożyć całe serce w tę sztuczną ceremonię. To był jej ślub, ona mogła wydziwiać, Jaga na pewno nie. Już wystarczyło, że nazywała jej teściową „Pani Upierdliwa”.Babcia i rodzice Marka z namaszczeniem czynili znak krzyża, mówili o świętości rodziny i życzyli młodej parze długich lat wspólnego życia. Matka Meli ograniczyła się do uściskania młodych. Nie była religijna. Odkąd została wdową, do kościoła chodziła dwa razy w roku – na pasterkę i na rezurekcję.– Nie wypada, żebyśmy sobie mówili na pan i pani – powiedziała pani Kulesza do matki Meli, ledwie młodzi wstali z kolan. – Co ludzie pomyślą? Że się nie znamy?Tak właśnie było – matka Meli znała Marka, bo chodził z Melą od początku jej studiów, ale jego rodzinę widziała pierwszy raz w życiu. Wcześniej tylko kilka razy rozmawiała przez telefon z jego rodzicami.– No to brudzio! – ożywił się pan Kulesza. – Macie tu chyba coś mocniejszego?Marek spojrzał na matkę i Mela znów poczuła, jak ogarnia ją złość. Był uzależniony od matczynej akceptacji. Czasem wydawało jej się, że żyją w trójkącie. Nawet kiedy się kochali, miała wrażenie, że Marek myśli, co by powiedziała matka, gdyby teraz zobaczyła „swojego małego mężczyznę”. Wbijała mu paznokcie w plecy, żeby mu przypomnieć o swoim gdy pani Kulesza lekko skinęła głową, Marek powiedział:– Mamy szampana. Mela, daj jakieś ładne kieliszki.„Ładne kieliszki”? Pomieszkiwał u niej od roku – nie miał odwagi wyprowadzić się z domu – i dobrze wiedział, że w szafce stoi tylko sześć najtańszych kieliszków z pedetu.„Nie będę po nich zmywała, gdy tu wrócimy. Nie od tego chcę zacząć to nowe życie” – pomyślała, otwierając szufladę i wyjmując paczkę plastikowych kubków.– Popatrz na Panią Upierdliwą. Oczy jak pięć złotych – szepnęła jej do ucha Marka wlepiła oczy w kubki, jakby coś takiego widziała pierwszy raz w życiu. Już otwierała usta – pewnie by zaprotestować, gdy stryj Marka zawołał:– Klawo! Prawie jak musztardówki w studenckich czasach! Polewaj, Marek!Pani Kulesza miała tylko maturę i każdą wzmiankę o studiach traktowała jak osobisty przytyk. Rzuciła szwagrowi niechętne spojrzenie i z ociąganiem sięgnęła po szampana.– Tekla – powiedziała, próbując się stuknąć plastikowym kubkiem z matką Meli.– Agata. Wszyscy mówią mi nie wzięła kubka z szampanem. Wysunęła się z tłumu gości. Otwierała drzwi na balkon, gdy usłyszała za plecami:– Przynieść ci wody?Odwróciła najbliższy przyjaciel Marka, teraz jego świadek na obu ślubach. Nierozłączni od wózka głębokiego do matury.– Nie, dziękuję. Muszę tylko na chwilę wyjść na się do niej, ujął jej rękę i porozumiewawczo ją się na balkon i nie bacząc na kokardę z tyłu sukni, oparła się o chłodną ścianę. Nie widziała, jak Mateusz wraca w głąb mieszkania i podnosi dłoń do twarzy, ukradkiem szukając na niej zapachu biało-niebieska markiza lekko falowała na wietrze. Zawsze przywodziła jej na myśl plażowy parawan. Mela zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że jest daleko od tych obcych ludzi bez trudu przechodzących od namaszczonego błogosławieństwa do bruderszaftu, że siedzi na piasku jak podczas ostatnich wakacji z rodzicami nad wtedy poznała Marka. Była z rodzicami i Jagą w Łebie, on miał praktyki w powiatowym szpitalu w Lęborku. Przypomniała sobie, jak ojciec zrzędził, że musi w upał wozić ją po lekarzach. „Z tobą zawsze są kłopoty. Złamałaś tę kostkę czy tylko skręciłaś? W końcu zdałaś na medycynę, powinnaś wiedzieć”. Potem Marek codziennie po dyżurze przyjeżdżał do Łeby, oglądał jej skręconą kostkę, a gdy wreszcie mogła zdjąć gipsowy opatrunek, chodzili na spacery, trzymając się za ręce…– … zwierza mi się ze wszystkiego. To takie dobre dziecko! – Mela usłyszała nagle głos oczy. Pani Kulesza ze swoją siostrą stała tuż przy drzwiach balkonowych. Mela mocniej przywarła do ściany, lecz one, zajęte rozmową, jej nie zauważyły.– Jego profesor zawsze powtarza: „Nóż przed żoną”. I tak powinno być, no powiedz sama, Marysiu. Przecież Mareczek musi teraz myśleć przede wszystkim o swojej karierze. Po co mu ten ślub! – Pani Kulesza zniżyła głos. – Wyobraź sobie, że ona zażądała, żeby zrezygnował ze stypendium w Stanach. W Stanach! Gdzie mają najlepszą chirurgię na świecie!– I co? Zgodził się?– W pierwszej chwili tak. Jak o tym usłyszałam… Myślałam, że serce mi pęknie. Jej oczywiście nikt nie zaproponował stypendium, więc czemu on miałby jechać, prawda?– Egoistka.– Mało powiedziane.– Ale przemówiłaś mu do rozumu?– I to jak! Jedzie we wtorek.– We wtorek?! Przecież mówili o podróży poślubnej. O miesiącu miodowym w Portugalii.– Portugalia sralia! Ona to wymyśliła! Chciała zabrać mojego Mareczka na koniec świata, żeby całkiem go przekabacić.– Ale nie z tobą takie numery, co, Tekluniu?Pani Kulesza zaśmiała się Mela zobaczyła ją, jak w czerwonej chustce na głowie pieli rabatki, i uderzyło ją podobieństwo do podstępnej Pajęczycy Tekli z Pszczółki Mai. Zasłoniła wtedy usta dłonią, żeby powstrzymać chichot. Teraz przycisnęła ręką brzuch – żołądek ścisnął się boleśnie.– Moi drodzy! – rozległ się głos pana Kuleszy. – Pora do kościoła!Mela się nie ruszyła. Czuła mdłości. Ciało jest szybsze niż mózg – on potrzebował więcej czasu i dopiero po chwili to, co usłyszała, w pełni do niej dotarło.„Nóż przed żoną. Stypendium. We wtorek”.– Marek, zgubiłeś żonę?! – zawołał pan Kulesza. Wypił dwa kubki szampana, oczy mu błyszczały, twarz się zaczerwieniła.– Nie mów tak, to przynosi pecha. Jeszcze nie jest jego żoną – skarciła go Pajęczyca.– No jak to. Przecież słyszałem, jak rano uroczyście oświadczył, że wstępuje w związek małżeński i uczyni wszystko, żeby ich małżeństwo było zgodne, trwałe…– Prawdziwy ślub jest w kościele, nie w urzędzie – przerwała mu Pani słyszała ich rozmowę, ale się nie poruszyła, jakby to, co działo się w jej mieszkaniu, wcale jej nie dotyczyło.„Czy to możliwe, że chce wyjechać na dwa lata i nic mi nie powiedział?” – balkonowe się otworzyły.– Szukają podniosła głowę i napotkała pytający wzrok Mateusza.– Słyszę. – Próbowała się uśmiechnąć.– Co się stało? Źle się czujesz?– Nic mi nie Mateusza pojawił się Marek.– Co tu robicie? Spiskujecie? – spytał. – Macie jakieś niewyraźne chwyciła Marka za rękaw marynarki.– Musimy się i pocałował ją w policzek.– Mamy na rozmowy całe życie. Teraz musimy jechać. – Objął ją ramieniem, gestem posiadacza. – Zguba się znalazła! – Kulesza zaczął bić brawo.– Gorzko! – zawołał. – Gorzko!Żona spojrzała na niego takim wzrokiem, że powinien na miejscu paść trupem.– To jeszcze nie wesele – syknęła. – Uspokój się.– Jedźmy, bo się spóźnimy – powiedział Marek. – Pogadamy w aucie – szepnął do się prowadzić jak cielę na rzeź.– Kwiaty, zapomniałaś o kwiatach! – Matka wcisnęła jej do ręki bukiet białych chciała czerwone, ale Marek zamówił białe, bo dla jego matki czerwone były krzykliwe, wręcz nigdy droga z drugiego piętra na ulicę nie wydawała się Meli taka długa. Kurczowo ściskała poręcz. Bała się, że zemdleje albo poślizgnie się na wysokich obcasach i runie w dół. Może zresztą tak byłoby otwierał przed nią drzwi auta. Oderwała oczy od chodnika. Mateusz. Patrzył na nią z niepokojem.– Mela… – zaczął.– Mateusz, odsuń się. – Przy aucie pojawiła się Jaga. Zebrała welon i ułożyła na kolanach siostry. – Jeszcze chwila i skończyłabyś jak Isadora Duncan. – Zatrzasnęła ruszył z piskiem opon.– Przejedziemy się kawałek. Damy im czas, żeby spokojnie dojechali do kościoła. My powinniśmy przyjechać na końcu – radio. Z głośników popłynął basowy rytm.– Nie ma balu bez metalu – zaśmiał siedziała nieruchomo, patrząc przed siebie. Czy to, co usłyszała na balkonie, było prawdą?Im dłużej się nad tym zastanawiała, tym bardziej była pewna, że matka Marka wszystko zmyśliła. Zobaczyła Melę na balkonie i powiedziała o stypendium niby do siostry, ale naprawdę po to, żeby dokuczyć jej. Tylko dlaczego wymyśliła takie głupie kłamstwo, które od razu wyjdzie na jaw?Mela wyciągnęła rękę i zgasiła radio.– Czy to prawda, że we wtorek lecisz do Stanów? – Chopina do kościoła Świętego Szczepana nawet okrężną drogą było niedaleko, nie miała czasu owijać w bawełnę.– Mama ci powiedziała? A tak ją prosiłem!Mela przez chwilę nie mogła złapać tchu. Czuła się tak, jakby ktoś uderzył ją pięścią w brzuch.– Wyjeżdżasz za dwa dni i nic mi nie powiedziałeś? A nasza podróż poślubna? – Spojrzała na patrzył na drogę.– Odwołałem rezerwację. Pojedziemy za rok, na Karaiby. Co się odwlecze… – Zaśmiał się sztucznie. – Portugalia jest miała pustkę w głowie. To się nie działo naprawdę. Z całej siły ściskała bukiet, jakby chciała, żeby jakiś cierń wbił jej się w rękę i żeby w końcu się obudziła. Lecz florystka starannie oczyściła łodygi róż.– Zatrzymaj się.– Tutaj nie mogę.– Zjedź na jakiś przystanek, głowę i spojrzał na nią. W jego oczach mignął niepokój.– Dobrze. Chcesz wody?– z Alej w Reymonta, minął park Jordana i wjechał na parking przy hali otworzyła drzwi auta.– Zaczekaj! Porozmawiajmy w środku, nie na słuchała go. Wysiadła, rzuciła bukiet na przednie siedzenie, oparła się ręką o dach i oddychała jak Marek ją obejmuje.– Już dobrze, Ptaszku Nieboraszku – zamruczał. – Przepraszam, że ci nie powiedziałem. Ale powiedz sama, co by to zmieniło?Odwrócił ją twarzą do siebie i przytulił.– Kocham cię i chcę dla ciebie dobrego życia. W Houston jest pięknie. A warunki pracy nieporównywalne z tutejszymi, sama wiesz…– Kiedy się zdecydowałeś?Milczał chwilę.– W kwietniu.– W kwietniu?! Trzy miesiące to ukrywałeś?! Rozmawiałeś ze mną o Portugalii, wiedząc, że nie pojedziemy?!Gwałtownie się odsunęła i uderzyła go pięścią w pierś.– Spokojnie, Ptaszku Nieboraszku. – Ujął jej dłoń i pocałował. Znów przyciągnął ją do siebie. – Tak ci zależy na tej Portugalii?– Nie chodzi o Portugalię, tylko o kłamstwa!– Zaraz kłamstwa… Znasz przecież profesora Gilowskiego. Już się krzywił na nasze małżeństwo, a gdy mu powiedziałem, że nie chcę tego stypendium… Nie wiem, czy dałby mi skończyć specjalizację, a jeśli nawet, to potem z kliniką musiałbym się pożegnać.– Są inne szpitale. Profesor Kowalski przyjąłby cię z otwartymi ramionami.– Tak, masz rację. Ale wyobraź sobie: w Houston robię drugi stopień specjalizacji, przenosimy się do Kalifornii i zaczynam praktykować jako chirurg plastyczny. Na początek dom z basenem, potem kupię ci willę Rudolfa Valentino.– Nie mam amerykańskiej wizy. Ty dostałeś? – zapytała chciała go zabić, później się rozpłakać, teraz gniew gdzieś zniknął, łzy wyparowały. Czuła się tak, jakby w jej żyłach płynęła lodowata woda zamiast krwi.– Tak. Przy takim stypendium…– Ja nie mam stypendium i jeszcze rok studiów – przerwała wargę.– Myślałem o tym. Mogłabyś polecieć z Jagą i mamą do Toronto, a stamtąd przyjechać do mnie, do Houston. Granicę kanadyjską łatwo przekroczyć.– Wiesz, że to nie takie proste. I co bym tam robiła? Załatwisz mi pracę salowej? Na czarno?– W Ameryce też można studiować medycynę.– Zapłacisz za moje studia? Najlepiej na Harvardzie?– Po dwóch, trzech latach na pewno będzie mnie stać.– Czyli mam sobie załatwić pracę w jakimś sklepie, przeczekać kilka lat, gotując ci obiady i zapominając, czego się nauczyłam…Ujął jej twarz w dłonie.– Nie mów tak. Kocham cię. Wiesz, że zrobię dla ciebie wszystko. – Zajrzał jej w oczy. – Coś wymyślimy. Jedźmy do kościoła, jutro pogadamy i ułożymy się. Słońce przypiekało, lecz tego nie czuła, jakby miała włączoną wewnętrzną klimatyzację.– Nigdzie nie pojadę, póki mi nie powiesz, jak naprawdę to sobie wyobrażasz.– Ptaszku…– Nie nazywaj mnie tak!– Okej, okej! – Podniósł ręce do góry. – Najlepiej by było, gdybyś pojechała z mamą i Jagą do Kanady…– Nie wybieram się ciężko.– Aleś ty więc mówił dalej:– Jak chcesz, możesz skończyć studia w Krakowie. W międzyczasie złożysz podanie o wizę i za rok do mnie przyjedziesz. Rok szybko zleci, a ja będę na ciebie czekał.– Naprawdę? – spytała kpiąco. – Po co ci ten ślub, jeśli tak ci komplikuje życie?– Przecież wiesz, że sprawa stypendiów wypłynęła w lutym. Goście byli już zaproszeni, restauracja zamówiona…– Nie wierzę! Nie mogłeś mi powiedzieć, że chcesz jechać, że pobierzemy się później, bo twoja mama zaprosiła gości?– Dla ciebie to nie ma znaczenia, dla niej tak. Ona jest inna niż ty albo twoja matka, której nie chciało się przyjechać na nasz ślub choćby dzień wcześniej i spóźniła się na cywilny…– Uszczęśliwiłbyś swoją mamusię, gdybyś przełożył ślub, a najlepiej w ogóle ze mną zerwał!– Nie mów tak! Ona zawsze marzyła o córce.– Nie jestem jej córką! Ma swojego synusia i to musi jej wystarczyć!Stali naprzeciwko siebie i krzyczeli jak tajscy bokserzy obrzucający się obelgami, żeby zdobyć przewagę jeszcze przed walką.– Robimy z siebie widowisko – powiedział był pustawy, ale jacyś ludzie stali koło aut i na chodniku, gapiąc się na nich. Może myśleli, że to happening albo nietypowa ślubna sesja fotograficzna z ukrytą kamerą.– Nie obchodzi mnie to! Obchodzą mnie twoje krętactwa i że tak ważną decyzję podjąłeś za moimi plecami.– Mam cię pytać o zgodę przy każdym drobiazgu?! Tak sobie wyobrażasz małżeństwo? Poza tym jeszcze nie jesteś moją żoną.– Dla ciebie też ważny jest tylko ślub kościelny, jak dla Pani Upierdliwej?– Nie nazywaj jej tak!Marek wiedział, że przezwisko wymyśliła Jaga, i kiedyś nawet poprosił Melę, żeby zakazała siostrze tak mówić o jego matce.– Będę ją nazywała, jak mi się zachce. Wiesz, że mnie nienawidzi.– Nie histeryzuj. Wsiadaj do auta. Jedziemy – powiedział zimno.– Nigdzie z tobą nie jadę.– Doskonale. Weź taksówkę albo lepiej przyjdź pieszo. Masz wprawę z dzieciństwa, prawda?Wsiadł do auta, trzasnął drzwiami. Czekał chwilę, lecz widząc, że Mela stoi bez ruchu, włączył silnik i się pod nią ugięły. Uklękła na kamiennych płytach i zasłoniła twarz żeby ją pobił na tym parkingu. Żeby ją wrzucił do bagażnika i tak zawiózł do kościoła. Ale żeby jej nie przypominał koszmaru z dzieciństwa. Strachu, którego nie umiała wymazać z wtedy siedem, może osiem lat. Siedziała na tylnym siedzeniu obok Jagi, która marudziła, bo chciała do mamy na kolana. Wracali do domu z obiadu u dziadków. „Zajmij się siostrą – powiedział ojciec. – To jej kwękanie działa mi na nerwy”. Mela wzięła z siedzenia gumową piłkę i chciała rzucić do Jagi, ale samochodem szarpnęło i trafiła ojca w głowę. Jaga roześmiała się głośno. Zachęcona tym Mela zsunęła się z siedzenia i zaczęła szukać piłeczki na podłodze. „Siadaj!” – warknął ojciec. Mela znalazła piłkę i tym razem wycelowała w niego. Trafiła w kark. „Zrób tak jeszcze raz, to cię wysadzę”. „Zlób tak, zlób!” – prosiła Jaga. Mela nie namyślała się długo: piłka znów się odbiła do ojcowskiej łysiny. Jaga klaskała, obie się śmiały. Ojciec zwolnił, podjechał do krawężnika, wyskoczył z samochodu, otworzył tylne drzwi, chwycił Melę pod pachy i postawił na chodniku. Nim się zorientowała, co się stało, auta już nie tak jak ją zostawił, przytupując dla rozgrzewki. Zaczął padać drobny śnieg, więc wyjęła z kieszeni czapkę, z drugiej rękawiczki. Zapalił się zielony neon na Elbudzie. Wiedziała, gdzie jest, jak trafić do domu, lecz jeszcze nigdy nie szła sama tak daleko. No i tata będzie się złościł, gdy tu wróci, a jej nie ojciec nie wracał. Poszła więc przed siebie, najpierw chodnikiem, potem bitą drogą koło starej cegielni. Droga była pusta. Gdy się obejrzała, w świetle padającym z okna samotnego domu zobaczyła swoje ślady na świeżym śniegu. Pyzaty księżyc wyszedł zza chmur. Zaiskrzył się śnieg na łąkach, rozbłysły tory kolejki wożącej kamień wapienny ze skałek do Solvayu. Wiedziała, że musi skręcić w prawo i iść wzdłuż torów. Nie było tu domów, ale księżyc świecił jasno i wydawało się, że się uśmiecha, jakby chciał dodać jej ciepły zapach Wilgi. Nad rzeką unosiła się mgła. Zatrzymała się i patrzyła na ciemną wodę i stary most. Zawsze się go bała. Dzieci opowiadały sobie, że straszą na nim duchy topielców. Zebrała się na odwagę, chwyciła się poręczy, zamknęła oczy i wyobraziła sobie, że trzyma ją za rękę Anioł Stróż, taki jak na obrazku nad jej łóżkiem, w jasnej sukni, z białymi skrzydłami, prowadzący dzieci przez most nad przepaścią. Otworzyła oczy, dopiero gdy poręcz się skończyła. Była po drugiej stronie Wilgi, widziała światła domów za mostem. Przy domu po lewej rosła morwa. Latem droga była zasłana jej owocami. Mela przypomniała sobie ich słodko-cierpki smak. Zachciało jej się usłyszała za plecami dudniące kroki. Odwróciła się bez tchu, serce waliło jej jak młotem. Jakaś ciemna postać leciała w jej stronę. Mela krzyknęła, nogi wrosły jej w ziemię ze strachu, a to coś było coraz bliżej, wyciągało ręce, żeby ją złapać…„Mela? Dziecko, co ty tutaj robisz?”Anioł Stróż nie zawsze jest błękitnookim blondynem w jasnych szatach i ma skrzydła. Wtedy miał na sobie kożuch i czapkę z nutrii. Ale mocno chwycił ją za rękę i zaprowadził do czerwcowego dnia był wysokim brunetem w letnim garniturze, jedwabnej koszuli i wąskim wiśniowym krawacie. Podniósł ją z ziemi i zaprowadził do auta.– Pojechałem za wami, bo byłaś jakaś dziwna… Słyszałem was… Wybacz…Mela bez słowa uniosła ręce i odpięła welon. Najchętniej zostawiłaby go tutaj, na parkingu, ale pięć pokoleń kobiet, które szły w nim do ślubu, patrzyło na nią wziął welon, zwinął go i wrzucił na tylne siedzenie.– Nie chcesz jechać do kościoła? Zawieźć cię do domu?Pokręciła głową.– Mieszkam w Cracovii. Może tam?– się na fotelu, zasłoniła twarz Mateusz wyjechał na Reymonta, zobaczył w lusterku, jak auto Marka skręca na parking.„Za późno, przyjacielu. Teraz jest moja. Nigdy ci jej nie oddam”.

popatrz na niebo błękitne popatrz jak wiatr goni chmury mp3